Od kilku już dni USA mają, pierwszy raz w historii, kobietę na stanowisku wiceprezydenta. Kamala Harris jako pierwsza zdołała się wspiąć na tę szklaną górę i mam nadzieję, że wytyczyła trasę, po której już łatwiej będzie się wędrować jej następczyniom. Jakie to jednak dziwne, że mimo iż demokracja jest systemem oficjalnie obowiązującym w wielu państwach, a swój początek miała już w starożytnej Grecji, dopiero dziś rzeczywiście odpowiedziała na swoje podstawowe założenia i to w takim mocarstwie jak Stany. Kobiety zawsze musiały walczyć o swoje prawa i dostęp do szanowanych, prestiżowych stanowisk. Nadzieję jednak budzi fakt, że tak zwany szklany sufit ogranicza nas w coraz mniejszym stopniu.
Nie zamierzam jednak pisać tu o feminizmie ani tym bardziej o polityce, zawrócę na swoje ulubione tory i opowiem wam o sztuce. A jak o sztuce to oczywiście o malarstwie, które uwielbiam od lat. Dzisiaj, o kobiecych aktach.
Akty, czyli przedstawienia nagiego ludzkiego ciała. Jak by nie było, to jedne z pierwszych znanych nam dzieł sztuki, pochodzące jeszcze z czasów prehistorycznych (np. Wenus z Willendorfu). Po drodze, aż po dziś dzień, powstały ich każdego roku tysiące, no może z wyjątkiem tych kilku wieków średniowiecza, kiedy gołym tyłkiem świecili wyłącznie grzesznica Ewa i jej wiarołomny chłopak. No właśnie, znamy tyle obrazów przedstawiających nagich ludzi, ale czy zastanowiliście się kiedyś, ile z nich na przestrzeni dziejów namalowały kobiety? Niewiele. Mało też mówi się o ich autorkach.
Polki niestety, długo ciągnęły się w ogonie stawki. Boznańska, Stryjeńska, Pająkówna czy Łempicka malowały inne kobiety, siebie, ale zdecydowanie ubrane. Potrzebna była dopiero córka rosyjskiego inżyniera i zubożałej niemieckiej arystokratki, która odważyła się tworzyć kobiece akty.
Ale… kto zna Paulę Modersohn-Becker? Chyba tylko historycy sztuki, a szkoda, bo zdecydowanie ona tę historię tworzyła. Żyła i tworzyła szybko, bo też szybko się z życiem pożegnała - mając zaledwie 31 lat. Zmarła w 1907 roku (w tym samym roku odszedł mój ukochany Wyspiański), w wyniku powikłań po porodzie (on akurat w wyniku syfilisu najprawdopodobniej). Była wielką artystką, jak to często bywa niestety niedocenioną za życia.
Uznaje się ją za prekursorkę niemieckiego ekspresjonizmu. Inspirowała ją twórczość: Muncha, Picassa, Rembrandta, van Gogha, Goyi, Rodina. Nie bała się eksperymentów, szukała nowych artystycznych dróg, a jednocześnie jej prace miały wyraźny wspólny mianownik. Były charakterystyczne, nie do pomylenia z pracami innych. Malowała pejzaże, portrety i autoportrety, martwe natury i akty. Często tematem jej prac były dzieci, często nagie. Jej dorośli modele byli portretowani wyjęci z kontekstu swojego środowiska rodzinnego i pracy. To wszystko nie przysparzało jej wielu wielbicieli. Znacznie wyprzedzała czasy, w których przyszło jej tworzyć. Między innymi dlatego, że praca była dla niej najważniejsza. Przyjaźniła się z wielkimi swoich czasów, w tym wspaniałym poetą Rainerem Rilke. To dla niej powstało „Requiem” – poetycka biografia artystki przepełniona uwielbieniem i żalem po jej odejściu. Twórczości Pauli nienawidzili naziści. Zamknęli dopiero co powstałe muzeum jej poświęcone.
Nie poznali się na niej jej współcześni. Nie poznała publiczność i krytycy. Na uznanie musiała czekać bardzo długo. Dlaczego? Jej akty nie były prowokacyjne, wyuzdane ani szokujące. Traktowały ciało jako przedmiot, ale po pierwsze i najważniejsze w ogóle powstały, a po drugie były dobre – to za dużo jak na kobietę. Zapamiętajcie ją jako tę, która pierwsza sportretowała siebie nagą.
Przecież zawsze, któraś z nas musi coś zrobić jako pierwsza.
Joanna