pon- pt: 9:00-20:00, sob: 10:00-14:00
PL EN

Joanna: Moja Rumunia cz.2

joanna foto zajawka
Prof. dr hab. n. med. Joanna Narbutt
Wpis 8/ 27.08.2019

Zapraszam na drugą część „podróży" do Rumunii. Ta widziana  moimi oczami jest niezwykła.  Na szlaku: Transylwania, spływ deltą Dunaju, urokliwe miasteczka na wybrzeżu Morza Czarnego i stolica Rumunii - Bukareszt.

Z uroczego Torocka wyjechaliśmy około 10 rano i po kilku godzinach dotarliśmy do absolutnej perełki architektonicznej: Sighisoary. O tym mieście wszyscy mówią, że to „transylwańska piękność”. I mają rację! Baszty, mury miejskie, odrestaurowana starówka, tajemnicze schody, mnóstwo uroczych kawiarni i restauracji, sklepów z antykami, no i przede wszystkim legenda o hrabim Drakuli! (21-26). Wadą Sighisoary jest przeogromna liczba turystów. Co ciekawe, turystami w Rumunii są głównie Rumuni, bardzo rzadko widzi się turystów z innych krajów, w tym Polaków. Najwyraźniej Rumunia jest jeszcze turystycznie nieodkrytym lądem dla europejczyków, ale mam przeczucie, że niedługo to się zmieni…

 

 

21

22

23

24

25

26

W tym mieście nie można było być krótko. Wałęsaliśmy się przez kilka godzin, podziwiając wspaniałe budynki i chłonąc atmosferę, by w końcu już praktycznie pod wieczór dojechać do motelu w Fitod. Zdążyliśmy dosłownie w ostatniej chwili przed zamknięciem recepcji i po raz kolejny mieliśmy okazję przekonać się o niezwykłej gościnności i życzliwości mieszkańców, którzy mimo późnej pory zaproponowali nam kolację. Rano ruszyliśmy do Tulczy. Po drodze mijaliśmy przepiękne, zadbane wioski z ładnymi gospodarstwami, co chwilę widzieliśmy kobiety w ludowych strojach, przydrożne stragany z krasnalami i... liczne gniazda bocianów.  Korzystając z urokliwej i krętej drogi nr 2D opuściliśmy Transylwanię. Dunaj pokonaliśmy promem w Braila i dotarliśmy w końcu do Tulczy. Postanowiliśmy zatrzymać się hotelu Select, w którym od razu wykupiliśmy całodniową wycieczkę łódką po Delcie Dunaju. Wyprawa zaczęła się o godzinie 9:45. Rozpoczęliśmy podróż wraz z młodą parą Rumunów, mieszaną parą rumuńsko-hiszpańską i parą z Izraela. Po raz kolejny okazało się, że bez znajomości rumuńskiego w tym kraju niewiele móżna zdziałać. I choć Deltę Dunaju podziwialiśmy jedynie wzrokowo, nie mogąc niestety korzystać z wiedzy sternika okazało się to zupełnie wystarczające. Bez wątpienia to absolutnie unikatowe miejsce. Po prostu must see! Obszar delty obejmuje ponad 3,5 km2, znajdują się na nim liczne wyspy, kanały, starorzecza, bagna. No i jest to raj dla ornitologów, ponieważ występuje tam ponad 300 gatunków ptaków, o tej porze roku niezwykle licznie przebywających na tym obszarze i chyba już trochę przyzwyczajonych do turystów. Większość terenu jest ścisłym rezerwatem UNESCO. Pocieszające jest, że o deltę wszyscy chcą dbać, dlatego rządy Rumunii, Ukrainy i Bułgarii wspólnie podejmują wiele inicjatyw, mających na celu utrzymanie tego rejonu w jak najlepszej, naturalnej formie. Przepływając deltę widać na brzegach malutkie wioski, niektóre bez prądu, zamieszkane głównie przez rybaków. Domy wyglądają na bardzo stare, pokryte strzechą. Po drodze odbyliśmy też „konne safari” czyli przejażdżkę furmanką po starym dębowym lesie. Na obiad podano nam wspaniałego smażonego karpia i tradycyjną zupę rybną z polentą i kawałkami olbrzymiego suma. Deltę Dunaju koniecznie trzeba zobaczyć  na własne oczy, bo nawet najlepsze zdjęcia w żaden sposób nie oddają klimatu i piękna tego miejsca (27-37). Przy okazji mała dygresja. Piękno Delty Dunaju można podziwiać w naturalnej formie dzięki ogromnemu wysiłkowi setek tysięcy rumuńskich więźniów i samego Ceausescu, który zdecydował się ukończyć projekt kanału Dunaj – Morze Czarne, chroniąc tym samym deltę przed zniszczeniem przez transport wodny.

27

28

29

30

31

32

33

34

35

 

Wieczorem, po powrocie do hotelu, mieliśmy o czym rozmawiać. Dzieliliśmy się naszymi wrażeniami z nowymi znajomymi z Izraela. Po raz kolejny przekonałam się, że jedną z największych zalet podróżowania „w ciemno” jest możliwość poznawania nowych ludzi. Niby przypadkowo można nawiązać nowe znajomości i często spotyka się bratnie dusze z drugiego końca świata – ludzi, którzy myślą tak jak my i widzą świat w podobnych barwach.

37

38

Następnego dnia rano wyruszyliśmy w dalszą podróż, wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego. Pierwszym przystankiem była Konstanca, miasto założone przez greckich kolonistów, w której podobno mieszkał też Owidiusz. Co na nas zrobiło wrażenie? Podobnie jak w Sate Mare, wspaniała, ale niszczejąca architektura np. piękny budynek secesyjnego kasyna (39, 40), popadający w ruinę. Konstanca jest miastem kontrastów, przeplatają się tu niezwykle piękne wille ze starymi, zaniedbanymi kamienicami, secesyjne zabytki i perełki modernizmu.

39

40

Z Konstancy pojechaliśmy do Costinesti. Dlaczego? Bo jest to bardzo znana miejscowość słynąca z plaży, z której widać zatopiony przed ponad 50 laty wrak statku greckiego armatora – Evangelia (41). Historia niezwykła! Do dzisiaj znajdują się amatorzy nurkowania, chcący odkryć tajemnice wraku. Ciekawe, że brak środków finansowych na wyciągnięcie statku okazał się w tym przypadku zaletą, a sam wrak atrakcją przyciągającą turystów. Constinesti jest gwarne, tłoczne, mnóstwo tu plażowiczów więc... zobaczyliśmy co było do zobaczenia i czym prędzej uciekliśmy w kierunku Mangalii, która z kolei słynie z najstarszego w Rumunii meczetu z 1573 roku (42).

41

42

Ostatnim przystankiem na wybrzeżu Morza Czarnego była niegdyś kultowa plaża Vama Veche. W czasach komunizmu, ale jeszcze chyba kilka lat temu, było to miejsce spędzania wolnego czasu i wakacji przez hipisów oraz wszystkich, którzy kochają wolność, odmienność, awangardę. Byli też liczni nudyści. Przez wiele lat przyjeżdżali tu ludzie, którzy uciekali od konwenansów. Spali na plaży, czasami w rozstawionych tam namiotach, zgodnie z licznymi zapiskami używali życia od białego rana do białego rana. Chcieliśmy zobaczyć, co  z tego zostało. Rozczarowaliśmy się nieco… Obecna plaża w porównaniu z tą na oglądanych wcześniej zdjęciach  jest ekskluzywna. Drogie bary, modne drinki, bardzo dużo bardzo młodych i świetnie ubranych ludzi (43). Wciąż trwa tam impreza, ale wierzcie mi, zupełnie inna od tej w hipisowskim stylu sprzed 20-30 lat. Na samym krańcu plaży, na jej najwęższej części jest odgrodzony kolorowymi drzwiami (44) fragment „starej” Vama Veche (45). Wyjeżdżaliśmy z refleksją, że świat przyspieszył, skomercjalizował się i te zjawiska są już nieodwracalne.

43

44

45

Wyjechaliśmy późnym wieczorem i autostradą udaliśmy się do Bukaresztu. Początkowo nie myśleliśmy o zwiedzaniu tego miasta, ale byliśmy tak blisko, że grzechem byłoby nie odiwedzić stolicy. Przyjechaliśmy około 22-iej i przywitał nas przepiękny pokaz tańczących fontann do muzyki Straussa. Zachwyciliśmy się chwilę, po czym podjechaliśmy bukareszteńskimi polami elizejskimi (Bulevardul Unirii) pod Pałac Ludowy, chyba najbardziej znanego pomnika, który pozostawił po sobie Nicolae Ceaușescu - „Słoneczko Karpat”(46).

46

Zazwyczaj (w zasadzie wszędzie) czytamy, że Pałac Ludowy to monstrualny i znienawidzony koszmar architektoniczny. To prawda, to kolos, który powstał na część wodza kosztem starego Bukaresztu, licznych cerkwi i kamienic, z których wysiedlano mieszkańców. Przy budowie pracowało kilkadziesiąt tysięcy robotników, nad pracami czuwało od 400 do 700 architektów. Budowla jest rzeczywiście ogromna i robi wrażenie. Czy jest brzydka? Myślę, że to sprawa sporna, podobnie jak z naszym Pałacem Kultury i Nauki. Mnie przeraża to, w jaki sposób doszło do zbudowania pałacu, to, że można mieć takie fantazje i być bezwzględnym. A architektura? Jest dla mnie wyzwaniem, ale na pewno nie jawiącym się w nocy koszmarem. Wieczorami, na placu przed Pałacem zbierają się młodzi ludzie, rozmawiają, jedzą, jeżdżą na hulajnogach więc budynek wpisał się w życie miasta. O ambiwalentnych uczuciach do pałacu świadczy też fakt, że rok temu budynek wygrał w plebiscycie na najładniejszy i najbrzydszy budynek stolicy - w obu kategoriach jednocześnie!

Poza tym Bukareszt zadziwia Łukiem Triumfalnym (48), którego tradycje sięgają znacznie przed epokę komunizmu (bo do 1878 roku) oraz bardzo licznymi zabytkami. W Bukareszcie jest co zwiedzać. Jest to miasto z mnóstwem architektonicznych perełek, poukrywanych pomiędzy nowoczesnymi budynkami. Zaskakuje też ilością zieleni, przepięknych parków i skwerów. Na pewno warto obejrzeć cerkiew prawosławną Cretulescu (47), plac Rewolucji, starą cerkiew Stavropoleos, w środku której znajdują się zachwycające złocenia i malowidła, a także przeszklony pasaż Villacrosse (49).

Nie ukrywam, że po Bukareszcie przebiegliśmy rano w ciągu dosłownie dwóch godzin. Dlaczego? Spieszno nam było na Trasę Transfogarską!

CDN.

Joanna

47

48

49

"(...) podczas pobytu w Rumunii, świat mnie zadziwił!"

Zachęcam do bliższego poznania historii Nicolae i Elenie Ceaușescu, panującej przez kilkadziesiąt lat w Rumunii u boku męża. Ze względu na mój zawód zachwyciła mnie opowieść o tym, jak kobieta, która zaledwie ukończyła cztery klasy szkoły podstawowej, uzyskała na kilkunastu uniwersytetach, w tym również Europy Zachodniej, doktoraty Honoris Causa, a także dzielnie walczyła o uzyskanie dla siebie Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. Po raz kolejny podczas pobytu w Rumunii, świat mnie zadziwił!

Godziny otwarcia
pon- pt: 9:00-20:00, sob: 10:00-14:00
Akceptujemy płatności kartą
visa logo
mastercard logo