Jesień idzie i (niestety) nie ma na to rady. Jednak im więcej liści spada z drzew, tym częściej wracam do wspomnień słonecznego lata. Jeszcze zaledwie kilkanaście dni temu, w moim ogrodzie, odbywała się sesja zdjęciowa, podczas której gotowałam się z gorąca, a teraz myślę o wyjęciu z szafy ciepłego płaszcza…
Nie mogę wprost uwierzyć, że jeszcze tak niedawno spędzałam całe dnie z najbliższymi – rodziną i przyjaciółmi – przemierzając słoneczną Hiszpanię i upalną Portugalię. Zwiedzaliśmy miejsca, które wypadało pokazać dzieciom, żeby wiedziały skąd się wzięliśmy – my Europejczycy. Zaplanowaliśmy więc trasę taką trochę muzealną, by móc podziwiać klasyków malarstwa, rzeźby i architektury. To był nasz główny cel. Sami sobie byliśmy przewodnikami. Kiedy jednak nasza podróż zmierzała do - znów niestety - nieuchronnego końca… okazało się, że to dzieci wyedukowały nas. Znalazły rewelacyjną „miejscówkę” w Porto, o której przyznaję ze skruchą, wcześniej nie słyszałam. (Niedopatrzenie niezwykłe, bo przecież mieszkam w Łodzi. Mieście słynącym z kolekcji sztuki współczesnej.)
Mówię o SERRALVES niesamowitym po prostu Muzeum Sztuki Współczesnej. Muzeum mieście. Naszym wakacyjnym Odkryciu – przez wielkie „O”.
Serralves to nie tylko muzeum, na które składa się kilka budynków i galerii otoczonych wspaniałym parkiem, to też prężna fundacja której misją jest podnoszenie świadomości społeczeństwa na temat sztuki współczesnej i środowiska. Genialna inicjatywa i genialne miejsce. A my nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia.