W powodzi szeroko reklamowanych lektur, zalewających księgarnie ciężko znaleźć tę, która tak naprawdę do ciebie przemówi. Jest to tym trudniejsze, że na niemal każdej okładce, wielkimi błyszczącymi zgłoskami ogłasza się wszem i wobec z jakim to arcydziełem możesz mieć właśnie do czynienia. Pewnie dlatego z coraz większą rezerwą podchodzę do literackich przebojów autorstwa celebrytów, nieznanych „wschodzących gwiazd” i tym podobnych. Ciężko mi znaleźć dobrą książkę.
Z tym większą radością chcę podzielić się z Wami wiadomością, że udało mi się znaleźć prawdziwą literacką perłę i to docenioną przez krytykę. Powieść zdobyła Nagrodę Pulitzera (za 2014 rok), jej autorkę okrzyknięto nowym Dickensem, a Hollywood zrobiło - niemal od razu - film na podstawie tej niezwykłej historii.
Nie wiem, czy czytaliście „Szczygła” Donny Tartt, ale powiadam Wam powinniście!
„Szczygieł” to historia młodego bohatera - Theo, który w zamachu traci matkę i przez resztę życia zmaga się z tym doświadczeniem. Na co dzień przypomina mu o tym ocalony z wybuchu, niewielkich rozmiarów skarb. To zasadnicza część fabularna. Tylko przygrywka, bo mamy tu jeszcze klasyczną historię o dojrzewaniu (matki drżyjcie na samą myśl), kryminalną zagadkę, rozbuchane elity East Side, świat handlarzy antykami, dziwaczne opustoszałe dzielnice Las Vegas, powieść drogi, a w tle malarstwo holenderskich mistrzów. Analizy obrazu Fabritiusa, to w powieści osobna dziedzina celebracji.
Z zapartym tchem obserwujemy meandry psychiki dojrzewającego chłopaka, jego cierpienie po stracie, szaleństwo młodzieńczych poszukiwań, ale i rodzącą się miłość. Mamy też tworzenie nowego, dorosłego ja, rozliczenie z przeszłością, projektowanie własnych punktów odniesienia. Jest nawet poruszający, nie powiem jaki ...end, ale mam nadzieję, że odkryjecie go sami.
Dlaczego polecam Wam tę powieść? Bo chwila, w której wieczorem wracałam do odłożonej lektury, była dla mnie taką pierwotną „licealną” przyjemnością. Pochłonęłam ją z dawno nie odczuwanym zaangażowaniem, a jeszcze długo po jej zakończeniu historia kotłowała się w mojej głowie. I to jest właśnie wielka literatura!
Co ja bym dała, żeby móc tylko na takie dzieła trafiać na swojej drodze.
A może macie jakieś literackie polecenia dla zapracowanych dermatologów?
Ola